Od powrotu z Maroka mija już prawie tydzień, czas więc najwyższy wspomnieć o ekwipunku jaki wziąłem ze sobą, czyli o rzeczach które mi się przydały lub wyobrażałem sobie sytuacje, w których przydać się powinny...
Przed wyjazdem nie tworzyłem żadnej listy, może dlatego nie spakowałem łyżki i widelca... Nie zapomniałem natomiast tytułowej waty... wziąłem ją co prawda ze względu na powracające zapaleniu uszu, o którym już prawie zapomniałem, ale wata świetnie się przydała na wietrzne, piaskowe dni... czyli prawie codziennie na początku wyjazdu – wkładasz taką watę rano i wyjmujesz wieczorem – polecam każdemu kto chciałby sprawdzić ile rzeczy ma szansę dostać się w okolice młoteczka i kowadełka;)
Już w Marrakeszu przydał się zestaw do szycia – dużo nie waży, zawiera ze 4 m różnych nici, białą, czarną, a najwięcej mocnej nici do „grubszych” napraw, plus oczywiście dwie igły, mała i duża, kilka guzików, kilka agrafek (przydały się do „resetowania” nieszczęsnej eMPeTrójki)... Guzik się w spodniach urwał... Potem pokrowiec śpiworowy klasycznie się rozdarł na szwie... W Agdz naprawiałem też śpiwór. Mam ze sobą także żyłkę wędkarską, dość cienką, jednak na tyle wytrzymałą by w razie potrzeby dobrze przymocować chwytające elementy sakw... przydało się w Essaouirze gdy urwałem jeden z troczków.
Przydał się też bajerancki „szwajcar” z dużym ostrzem do nacinania pomarańczy, mam w nim też np. pęsetę, której użyłem przy wyciąganiu drucika z opony... oczywiście otwieracz do konserw... śrubokręty... Polecam sklep www.hihawa.pl - tam go nabyłem w całkiem przystępnej cenie!
Drogę miałem stosunkowo prostą dlatego mapa Michelina (numer 742) w skali 1:1 000 000 jest ok, niektóre fragmenty są przeskalowane do 1:600000, więcej nie było potrzeba, tym bardziej, że w książkach mam bardzo często fajne szkicówki... Profilaktycznie w lapku mam jednak kilkadziesiąt skanów radzieckich map wojskowych (1:500 000, 1:200 000 i kilka 1:100 000) zaczerpniętych z rewelacyjnego serwisu http://eng.poehali.org/maps , mapy co prawda liczą sobie kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt lat, ale tu nie wiele się zmienia;) Czasem tylko granice państw...
Miałem ze sobą odtwarzacz MP3 i kilkaset minut muzyki, a także trochę innych dźwięków, Karol mówił żebym nie zapomniał;) Nie będę się o nim rozpisywał bo się zepsuł... ,a sklep w którym go kupiłem jest bardzo ok i naprawdę nie chcę im robić kiszki, być może akurat mój egzemplarz był pechowy i nie wytrzymał podjazdu do Touamy... Pozdrowienia serdeczne zasyłam wszystkim z obsługi rzeczonego!!
Przydał się fotoaparat, Olympus sp550uz styrany jak grzbiet osła, poklejony w kilku miejscach superglue, z pyłkiem w zarysowanym obiektywie... ale fajne zdjęcia czasem robi i jest energooszczędny, na średniej jakości akumulatorkach da się zrobić prawie 500 dużych zdjęć, w tym trochę nocnych i jeszcze ze dwa kilkuminutowe filmy da się skręcić... Ładowarka też jest ok, długo wybierana tak by zajmowała jak najmniej miejsca, a w dodatku da się nią ładować AAA i AA. Olympus nieco dostał w tyłek podczas drogi do Mhamidu, obiektyw strasznie rzęzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
skomentuj, a będzie skomentowane