środa, 17 marca 2010

17 marca, Imsouane - Essaouira

No i jestem! Kolejna setka pękła i w dwa dni dojechałem z Taroudantu do Essaouiry!
Miałem się przespać pod namiotem, ale znów wylądowałem w jakimś hotelu... wszystko przez brak gotówki, bo musiałem wjechać do miasta zaczerpnąć nieco dirhamów z dziury w ścianie... no to oczywiście wjechałem też w medinę... zjadłem coś i szybko zrobiło się ciemno;)
Droga z Imsouane przez ponad połowę dystansu wiodła podobnymi górkami jak koniec drogi wczorajszej. Na szczęście nie było bardzo gorąco i wiatr nie dawał się też mocno we znaki... Trochę czułem wczorajszy rekord, nie jechałem już na takim luzie. Pewnie dlatego jutro zostanę tu cały dzień. Do Safi zostało niecałe 130 km, potem już tylko około 200 do Casy, więc spokojnie w poniedziałek wieczorem powiniem osiąść gdzieś pod miastem... Cały wtorek, na spokojnie, muszę poświęcić na spakowanie roweru, może nie być to takie proste, bo jak dotąd zauważyłem, że kartony są tu towarem wykorzystywanym po wielokroć...

Na koniec najważniejsze: potwierdzam, widziałem na własne oczy, miejscowe kozy doskonale opanowały sztukę chodzenia po drzewach, głównie arganowych, ale to prawda!!!
Oto dowód: klik tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane