Pół nocy nie spałem – nie mogłem się doczekać wyjazdu, a może to tęsknota za Słońcem kochanym?
Ogarnąłem się do 9tej, pojadę jeszcze wysłać maila do sklepu, który sprzedał mi odtwarzacz MP3 – zapomniałem o tym wcześniej wspomnieć – zepsuł się w Touamie! Bez muzy na uszach nie jest łatwo, ale da się jakoś przeżyć, śpiewam sobie Stare Dobre Małżeństwo;)
Droga z Warzazatu była świetna! Ruszyłem z 1150 m, po drodze minąłem dwie przełęcze, Tifernine (1600m) i Tinififft (prawie 1700m), w międzyczasie zjechałem do doliny na około 1100m … (jak zgram track z GPSu to to uściślę, teraz nie mam na to czasu) Pierwsze 30 km, nic szczególnego, ale potem zaczęły się nieziemskie widoki – uwaga, pomiędzy Warzazatem a Agdz jest tylko jedna miejscowość, Ait Saoun, bardzo tam cenią swoje batoniki i butelkowaną wodę;) Trochę wiało, nie było gorąco, a takich widoków nie miałem na Tiszce. Równolegle wkładam zdjęcia, nie mam sensu pisać o widokach, sami zobaczycie, było zajebiście.Ostatnie 20 kilometrów to zjazd z 1700m na 950;) Miodzio!
Teraz czekam na kolację, oczywiście tajin. Podobno są tu jeszcze jacyś Francuzi, ale jeszcze ich nie widziałem. Po powitalnej herbacie miętowej z Ibrahimem zdrzemnąłem się ze dwie godziny. Teraz jest już bardzo ciemno, niebo jest nieprawdopodobne, tyle gwiazd naraz! Pewnie często będę je podziwiał, tymczasem bardzo mnie zafascynowały... Trochę wieje, właśnie pojawił się Ismai – zaraz będzie jadło dla mnie, Ismailowi też pierwsze co się kojarzy z Polską to wódka! Smutne, ale prawdziwe... Jest tu jeszcze Muhhamad, przyniósł „klosz” do świeczki, miejscowy patent ze słoika i puszki po fasoli z kilkoma otworami, wszyscy bardzo mili i otwarci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
skomentuj, a będzie skomentowane