wtorek, 9 marca 2010

8 marca, Mhamid – Zagora

Samego siebie dziś przeszedłem, przez dwa debilne pomysły na jutro zaserwowałem sobie dzień bez roweru...
Początek dnia niezły, wstałem tak wcześnie, że prawie wschód słońca widziałem – znów nie mogłem spać, rwałem się do jazdy! Przed 8 rano byłem już w drodze! Dzieci zaspane szły do szkoły, a ja już w drodze!
Na absolutnym luzie pedałowałem w stronę Zagory, teraz miałem wreszcie szansę nieco więcej zobaczyć, pogoda była wyśmienita, może ciut za chłodno, ale około południa się ociepliło... Niestety wiatr znów w twarz, nie wiem o co chodzi, że wciąż wieje z przeciwka!! Po 20 km wspiąłem się na przełęcz Tizi Bani Sulajman, na luziku, nigdzie mi się nie spieszyło. Wpadłem więc na pierwszy debilny pomysł... Obok przełęczy jest bardzo charakterystyczna górka z ruinami wartowni na samym szczycie – oczywiście wymyśliłem sobie aby się wspiąć chociaż do ¾ i zerknąć jeszcze raz w stronę Sahary... Ukryłem więc rower na skałami, wziąłem aparat, pomarańczę i w kilkanaście minut wdrapałem się tam gdzie chciałem... wejście bardzo strome, po ruchomych kamieniach, pod sam koniec poczułem ból w prawym kolanie, schodząc źle stanąłem lewą nogą i taki sam ból miałem już i w drugim... Totalny idiotyzm, wspinać się po skałach gdy nogi są styrane jazdą na rowerze, zupełnie inne mięśnie i przełożenia są rozruszane – nie do wspinania się... Byłem więc na przełęczy, teraz już z górki 10km do Tagunite, w mieście miałem się zatrzymać na dłużej, tak jak w tamtą stronę – posmarowałem więc kolana żelem i z postanowieniem nieprzeciążania ich ruszyłem dalej. W miasteczku kupiłem jeszcze jeden żel, bo ten co miałem okazało się, że zawiera samą końcówkę leku. Remi z Pruszkowa napisał smsa – tak sobie pomyślałem, że może ta podwózka z Casy do Marrakeszu to nie był dobry pomysł, bo gdybym dziś jechał w stronę Mhamidu miałbym wiatr w plecy, akurat 2 dni... Żartuję;) Podwózka była świetna!!
Do następnej przełęczy miałem około 20 kilometrów, droga dziwnie biegła na około (rekord prędkości jednak wykręciłem zjeżdżając z tej z tej przełęczy, a nie jak pisałem wcześniej z Bani Sulajman). Jechałem bardzo, bardzo ostrożnie – kolana dawały o sobie znać, ale nie było tragedii, miałem już tak podczas tego wyjazdu, ale wcześniej nawet nie użyłem magicznego żelu i na drugi dzień nie pamiętałem o kolanach... Na przełęcz dojechałem około 13tej, miałem masę czasu, zjadłem puszkę groszku konserwowego, dalej już tylko kilka kilometrów w dół i około 35 do Zakury. Zerknąłem na mapę i tu kolejny pomysł z tych mądrzejszych – droga znów dziwnie prowadziła, najpierw w prawo by potem ostro w lewo i wzdłuż Draa do Zakury, a na mapie widać ewidentnie starą piste przecinającą równinę, jakieś 15 km mniej do pedałowania;) No i zjechałem z asfaltu na gruntówkę, która gruntówką była tylko przez kilka kilometrów, potem zaczęła się klasyczna hamada, kamienie i kamienie, a pomiędzy kamieniami kamienie i kępki jakiś krzaków... Potem było jeszcze gorzej, dojechałem do części bardziej piaszczystej, co kilkadziesiąt metrów stawałem dęba, trzeba pchać... W połowie drogi kolana bolały mnie tak, że zacząłem się rozglądać za jakimś miejscem do rozbicia się na noc, ale Dżabal Zakura była tak blisko, coraz bliżej, a przełęcz coraz dalej i dalej...
W tamtą stronę, asfaltem przejechałem równo 100 km, z powrotem, na szagę jakby to powiedzieli mieszkańcy stolicy Wielkopolski, zaoszczędziłem 18!! Czystej jazdy dziś miałem ponad 7 godzin, a w drodze byłem godzin 10!! Idiotyzm masakryczny, jutro robię sobie absolutny luz, nie patrzę nawet na rower. Na spacer sobie pójdę, na suk...

Dodam jeszcze jedno spostrzeżenie z wczorajszego wypadu na „pustynię”. Tak jak pisałem wcześniej, aby dojechać do Ergu Żydowskiego wystarczyło przeciąć kilometrowej szerokości wydmy „na tyłach” miasteczka, erg jest około 7 km na północ od centralnego skrzyżowania Mhamidu, ja jednak dojechałem do wydm od wschodu, nadrabiając kilkanaście kilometrów, bo po drodze były dwie fajne wioski, które tylko mi zamajaczyły podczas burzy piaskowej dzień wcześniej... W nich też okazało się, że rozpoznawanie zamiarów dzieci po wyjmowaniu kamieni z butów, w tych okolicach się nie sprawdza, bo dziatwa bez butów chodzi...

1 komentarz:

  1. Hej Norbert, po powrocie wpadnij do nas koniecznie! Wyslac po Ciebie taksowke? ;)

    OdpowiedzUsuń

skomentuj, a będzie skomentowane