sobota, 20 marca 2010

20 marca, Safi - Walidija

Takiej niechęci do jazdy jak dziś jeszcze nie miałem w Maroku. Od rana wszystko mnie drażniło – może to jeszcze reperkusje po złym wrażeniu jakie pozostawiła we mnie Essaouira – zawiodłem się na tym mieście niesamowicie, a w sumie było ono jednym z powodów mojego wyjazdu do Maroka, niestety okazało się, że może i owszem, w porównaniu z Marrakeszem jest tam cicho i przyjemnie, ale turysta jak ja jest tam wciąż nagabywany przez handlarzy haszyszem, i mam wrażenie, że tylko niemieckim emerytom może się tam teraz podobać. Nieważne, zaczynam żyć powrotem do kraju!
Początkowa niechęć do pedałowania nie słabnie, w dodatku dziś sobota, niektóre dzieciaki nie mają się czym zająć więc po raz pierwszy w Maroku rzucono we mnie kamieniem;) No cóż, im bliżej końca tym robi się ciekawiej.
Na rozbijanie namiotu nie mam już całkowicie ochoty, ponownie rozważałem nawet pomysł pozostawienia go gdzieś w ukryciu i zabrania następnym razem... Jedyną większą miejscowością po drodze do El Jadidy jest Oualidia, 70 km od Safi, więcej mi się dziś nie chciało jechać – w pierwszym napotkanym hotelu dostałem pokój z prysznicem, 100Dh po sugestii, że jadę do miasta szukać czegoś tańszego, bo zaproponowano mi go za 150Dh... Przejechałem się jeszcze na plażę, fajne miejsce, kilkanaście camperów z emerytami, dzieciaki grają w nogę, starsi pływają na deskach za łodzią motorową... Wieczorem jeszcze kolacja... Spać. Do Casy zostało około 180 kilometrów, może w jeden dzień to zrobić? Wcale mi się nie chce wjeżdżać do El Jadidy... Coś wykombinuję, zobaczę o której się zwlekę z łóżka i jaka będzie pogoda...

2 komentarze:

skomentuj, a będzie skomentowane