wtorek, 16 marca 2010

16 marca, Taroudant – Imsouane

Dziś powiedzieć, że przeszedłem sam siebie to mało! Dziś sam siebie przejechałem!
176 kilometrów i do Essauoiry zostało niecałe 100!
Pierwsze 85 to istne szaleństwo rowerowe, średnia prawie 30km/h, lekki wiaterek z lewej, słońce za cienką, wysoką warstwą chmur. Gdy po 3 godzinach jazdy mijałem od północy Agadir nawet nie sądziłem, że ujadę tak daleko, bo zaczęły się górki, takie po 150-300 metrów, ciągle się gdzieś wjeżdża, albo zjeżdża. Kilka razy musiałem też z poziomu morza podjechać na ponad 300 metrów. A miało już nie być gór! No cóż, nie można mieć wszystkiego, opłaciło się, bardzo głęboko wgryzłem się w wybrzeże – oceanu jeszcze nie dotknąłem, ale jutro na pewno! Po około 50 kilometrach od Agadiru skończyły się plaże, a zaczął brzeg klifowy, a skoro miałem dziś wreszcie rozbić namiot to najchętniej zaraz przy brzegu... No tak, ale przez dobrych kilkadziesiąt kilometrów rozbicie namiotu zaraz przy brzegu byłoby możliwe tylko 40 metrów ponad wodą... Bardzo chciałem móc się dziś wykąpać w Atlantyku, albo jutro rano, więc jechałem i jechałem, a jechało się nieźle! W Tamri zjadłem harirę, jajko na twardo i 4 daktyle, dużo piłem i miałem naprawdę sporą determinację do znalezienia jakiejś fajnej plaży... Niestety droga w pewnym momencie mocno odbiła w stronę lądu, zboczyłem więc z trasy i dojechałem do miejscowości bez nazwy, drogowskaz wskazywał Plage Imsouane. Po 8 km okazało się, że to zagłębie surferów i plaży de facto nie ma – klif prawie wszędzie, a niewielkich piaskowo-kamienistych plaż nie byłem w stanie po ciemku zlokalizować... Chcąc, nie chcąc musiałem skorzystać z gościny jakiegoś motelu...
Spotkałem dziś pierwszych rowerowych turystów! Dwoje Niemców, osakwowani jak się należy, porządne rowery, byli nieco styrani, bo jechali z przeciwka, więc dziś musieli pokonać górki, do których ja się dopiero zabierałem. Nie omieszkali mnie o nich ostrzec;) Z tego co zrozumiałem będą chcieli zrobić podobną trasę jak ja, ale pętlę wykonują w drugą stronę i do Mhamidu będą próbować dojechać od strony Taty, nie od Zagory... Fajny pomysł, następnym razem też chciałbym tak to przejechać... Spotkałem też, choć to może za dużo powiedziane, bo po prostu sobie pomachaliśmy, samotnego turystę z objuczonym plecakiem i jakimiś walizkami osiołkiem – koleś był akurat w trakcie kolacji, nie chciałem mu przeszkadzać, ale ciekawe indywiduum... jadł, jak ja kilka dni temu, groszek zielony z puszki;)
Jutro może Essaouira, a właściwie jakaś plaża obok niej, bo nie zamierzam przepuścić takiej okazji i nie przespać się znów nad brzegiem morza, jak za dawnych, licealnych czasów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane