piątek, 5 marca 2010

5 marca, Zakura, reszta dnia

Po przeprowadzce do Hotelu la Palmeraie oczywiście zrobiłem pranie;) i ruszyłem na miasto... objechałem je kilka razy, za trzecim miejscowi sprzedawcy pamiątek przestali już na mnie reagować... W bocznej uliczce zatrzymałem się w zakładzie krawieckim i sprawiłem sobie luźną, ręcznie szytą i zdobioną koszulę, potem oczywiście znalazłem przytulną CyberCafe... zauważyłem, że im bardziej na uboczu znajduje się kafejka internetowa tym obsługa wydaje się być inteligentniejsza i przyjaźniejsza turystom takim jak ja;) Pod wieczór zrobiło się znów wietrznie, z południowego zachodu nadciągnęły brzydkie chmury, ale podobno nie będzie z nich padać... na www.wunderground.com zapowiadają na jutro 30% prawdopodobieństwo wystąpienia opadów;( potem zjadłem kaftę (koftę), jajecznicę na cebuli i baraninie zrobioną w tajinie... całkiem, całkiem, kelner oczywiście, gdy tylko usłyszał, że podążam w stronę pustyni, polecił mi usługi swojego krewnego, który to za kilka dni organizuje wielbłądzią wycieczkę z Mhamidu na erg Szikaka, zostałem pod ten wyjazd nawet poczęstowany herbatą miętową, zaprezentowano mi także album ze zdjęciami... temat się jeszcze mocniej rozwinął gdy dowiedział się, że zamierzam do Mhamid pojechać rowerem, kolejny kuzyn dysponuje transportem, który bez problemu w kilka godzin dowiezie mnie do Mhamid, a rower może zostać w Zakurze... trudno się kończy takie rozmowy, bo miejscowi czasem sami się zapędzają w kozi róg – kelner był bardzo zdziwiony, że upieram się by do Mhamidu dojechać rowerem, przestał się dziwić gdy pojął wreszcie, że dotarłem tu z Marrakeszu nie z rowerem , ale na nim... zaprosił mnie na śniadanie, podobno otwiera o 8:00 ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane