wtorek, 2 marca 2010

28 lutego - 1 marca, Taddert - Warzazat

W niedzielę (28 lutego), późnym wieczorem dojechałem wreszcie do Warzazatu, choć szczerze w to wątpiłem przez ¾ drogi, bo wciąż wiało – wiadomo w co – i choć do Tiszki dotarłem przed 13tą to po pół godzinie zjazdu w stronę pustyni nie robiłem już sobie dużej nadziei, że dotrę przed zmrokiem do miasta... Nie sądzę aby było to normalne, ale wciąż wiało z południa!! Z krótkimi przerwami wiało konsekwentnie i nie słabo...
Tizi-n-Tichka nieco mnie rozczarowała, kilka budynków zaplecza turystycznego, kilka autokarów, wszechobecni handlarze malowanymi minerałami... dłuższy odpoczynek zrobiłem sobie jakieś 500 m przed przełęczą, u samego szczytu długiej, płaskiej doliny – swoją drogą gdybym następnym razem miał tędy jechać to rozbiłbym się tam na noc... Droga od Taddert piekielnie stroma. Było tam jedno takie miejsce, że patrząc w górę nie byłem pewien czy na szczycie widzę auta czy to tylko złudzenie... okazało się, że jednak nie złudzenie – ponad 600 metrów przewyższenia, a droga się wiła niemiłosiernie.


Na 1900 m zaczął padać deszcz;) Oczywiście wiało i robiło się coraz chłodniej, ale już wyjeżdżając z Taddert ubrałem się cieplej, choć jadąc w krótkich spodenkach musiałem ciekawie wyglądać...
Tak jak wcześniej nie mogłem się doczekać zjazdu z Tiszki, tak teraz mam go już serdecznie dość, było niebezpiecznie, miejscami ostro dopedałowywałem żeby w ogóle ZJEŻDŻAĆ! Wiatr popsuł mi prawie całą przyjemność z pokonywania tej części drogi... Wszystko natomiast rekompensowały widoki, krajobraz zmienił się drastycznie, zbocza gór są łagodniejsze, doliny szersze, co jakiś czas pojawiają się czerwone ostańce... trzeba to zobaczyć. Po jakiś 50 km od startu, czyli około 30 za Tiszką wiatr z południa nieco osłabł, a czasem nawet zmieniał kierunek...



W końcu, jakieś 40 km przed Warzazatem, około 17:30, częściej wiało mi już w plecy niż w wiadomo co... wcześniej zjadłem pyszny tajin, mięśnie dostały zastrzyk energii więc docisnąłem – całe kilometry jechałem ponad 40km/h i wcale nie było tak mocno z górki – ostatnie 20km to zjazd „tylko” z 1300 na 1150 m n.p.m. A widoki?

Chryste, mimo że chciałem dojechać do miasta przed zmrokiem co kilka kilometrów zatrzymywałem się i fociłem – słońce zachodziło, wszystko pomarańczowo-czerwone, w dali Atlas, wioski z czerwonej gliny, rzeka, coraz szersza dolina... mieli pomysł Francuzi z posadowieniem właśnie tu tej drogi!














Wjeżdżając do miasta nie minęła 19ta, szybko znalazłem hotel – Gazela, przed stacją Shella i jakiś kilometr przed centrum... Cennik zakładał obciążenie mnie kwotą 130 Dh, jednak i tu udało się nieco stargować, ostatecznie 100 Dh, pokój na parterze, duży, bez problemu dało się ustawić rower, łazienka... czego więcej chcieć??
Dobrej pogody...
Poniedziałek spędziłem szwendając się rowerem po mieście – nie za dużo tu atrakcji... Na dłużej zakotwiczyłem w knajpce prze ulicy 13 marca... tuż przy Cyber Marche, więc miałem internet, pogoda na najbliższe dni nie najlepsza, ma padać i wiać... w knajpie siedziałem prawie do 23, obok zamknęli już prawie wszystko, chciałem przesłać na YouTube film z podjazdu do Touamy, ale deszcz zaczął padać pod takim kątem, że mokłem i ja, więc dałem za wygraną, może kiedyś indziej się uda;)




Co dalej? Nie mam zielonego pojęcia, wszystko zależy od pogody, jeśli będzie padało nie ruszam się z miasta, nie chce mi się jechać z dodatkowym obciążeniem w postaci kilkucentymetrowej warstwy mokrego, pustynnego pyłu... Odwiedzę studia filmowe i kazby służące ostatnio głównie scenografom...
Tiszka „zrobiona”... czas na kozy na drzewach, ale te najczęściej występują w okolicach innej przełęczy, Tizi-n-Tast... więc jeśli będzie dobra pogoda, to pojadę dalej na południe, przez Antyatlas doliną rzeki Dara, być tak blisko Sahary i jej nie zobaczyć?? Poza tym obiecałem Jurkowi piasek z Sahary (w sumie to wystarczyłoby jakbym trochę zmiótł z podłogi pokoju, bo jest go pełno wszędzie)... A potem jeśli nie Agadir i Essouira, to Asni i Essouira... Może jeszcze jakieś kopalnie srebra i manganu po drodze?? Insz Allah!

3 komentarze:

  1. Ehhh.. Nie mi obiecałeś ten piasek ale mojej córeczce - a ona jak już się jej coś obiecało, będzie pamiętać. I jak wrócisz bez piasku - nie będziesz miał wyjścia i będziesz musiał pojechać jeszcze raz ;-)
    Jurek

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda na to, że Norbert spróbuje dojechać do Ergu - będę trzymać za niego kciuki. A więc i piasek pewnie będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dojedzie - nie dojedzie - gdzies dojedzie - moze nie dojedzie - Insz Allah! ;D

    tez trzymam za niego
    ki

    OdpowiedzUsuń

skomentuj, a będzie skomentowane