środa, 4 sierpnia 2010

Gwaai-Mpindo-Lupane, środa, 4 sierpnia 2010 r.



Nad ranem, a właściwie w nocy, zewsząd gardła zdzierały koguty!
Rano poprosiliśmy naszego gospodarza o wrzątek, zalaliśmy sobie szybkie zupki z gotowanymi jaja,mi które przygotowaliśmy w Lupane. W ciągu godziny oporządziliśmy się do drogi, ale zewsząd schodzili się wujkowie, stryjkowie i inna rodzina naszych gospodarzy. Wczoraj chwilę pogadaliśmy z Khulenim, ma 22 lata, całkiem dobrze mówi po angielsku – ustaliliśmy, że dom w którym mieszkaliśmy rzeczywiście należy do niego, ale dostał go wraz z babcią, którą się opiekuje, starsza pani prawie wyłącznie porozumiewa się w ndebele. Nie jest tak stara by pamiętała Nowaka, pochwaliła się nam dowodem osobistym, urodziła się w 33 roku!! Tuż przed naszym wyjazdem przyszedł jej brat, przyszedł z motyką, bo szedł na pole, przywitał się z nami bardzo życzliwie, widać było, że jest dumny że odwiedziliśmy jego rodzinę, wypalił skręconego papierosa, uprzejmie się pożegnał i poszedł w stronę sklepu, spotkaliśmy go jeszcze raz, bo oczywiście znów musieliśmy jechać na zakupy...
Na koniec przyszedł kolega Khuleniego, widać było, że najbardziej interesuje go czy dostał od nas jakieś pieniądze – rzeczywiście daliśmy mu 5 baksów za gościnę, ale w taki sposób, by tamten koleś tego nie widział.
Z tego poranka warto odnotować jeszcze, że Ewa koniecznie musiała umyć włosy, poprosiła więc o ciepłą wodę i przed namiotami, przy pomocy Jakuba jako polewaczki umyła głowę...
Przed wyjazdem Piotr szczegółowo opowiedział po co tu przyjechaliśmy, wszyscy z niedowierzaniem słuchali o Nowaku i o naszej nocnej jeździe przez busz...

Na nas wszystkich Khuleni wywarł nieprawdopodobne wrażenie, był bardzo zrównoważony, taki spokojny i uprzejmy – całkiem nie pasował do miejsca w którym mieszkał...

Ruszyliśmy do Mpindo, szukać śladów tartaku należącego do litewskiego żyda – droga okazała się bardzo przyjemna – do stacyjki dojechaliśmy przed południem. Po tartaku oczywiście nie było śladu, zlokalizowaliśmy jednak miejscową szkołę, w której za namową dyrektora odprawiliśmy szybką lekcję o Kaziku, słuchaczami byli miejscowi nauczyciele. Dziś był ostatni dzień roku szkolnego w Zimbabwe, jutro zaczynają się wakacje... a my mamy w sakwach jeszcze kilkaset długopisów;(

Znów nie najlepiej mi się jechało, nie wiem co się dzieje... No i oczywiście jako jedyny złapałem gumę. Masakra.

Do Lupane wróciliśmy już po zmroku, ja z pół godziny po reszcie, naprawdę źle mi się jechało.

Jutro ruszamy w stronę Bulawayo – prawdopodobnie zatrzymamy się u polskich werbistów, Agnieszka bardzo sobie chwaliła ich gościnność;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane