niedziela, 29 sierpnia 2010

finisz, już prawie z górki, Hammanskraal - Pretoria - Johannesburg

27 sierpnia 2010 r.
to już jest koniec... do Pretorii wjechaliśmy prawie oddzielnie - Jakub pociął przodem, może dlatego, że dziś dokładnie wiedział gdzie ma się zatrzymać: w Polskiej ambasadzie, o 13tej (a może o 12tej... piszę to z pamięci już sporo czasu po tych wydarzeniach)
niemniej, Jakub pociął przodem, a my z Ewą i Piotrem razem wjechaliśmy do miasta... pokonując wcześniej przepiękną przełęcz, z której rozpościerał się niesamowity widok na dużą część Pretorii
na dole pierwszy kontakt z Polonią, z przejeżdżającego busa wychyla się kobieta i pyta wprost: jesteście z Polski? zwróciła uwagę na łopoczącą za rowerem Piotra polską flagę... pogadaliśmy kilkanaście minut, uzgodniliśmy, że dokładnie wiedzą o którego polskiego księdza nam chodzi, bo to pewnie u niego na parafii będziemy wieszać kolejną "nowakową" tabliczkę, na koniec skierowali nas do ambasady - prosto, w lewo, długo prosto, potem w prawo pod górę i na małym rondzie znów w prawo (to tak w skrócie, ale wtedy dobrze pamiętałem także nazwy dzielnic)
Piotr i Ewa po kilku kilometrach zrezygnowali, uparli się, że muszą się "zorientować" w terenie i do trafienia do ambasady wykorzystają plan z przewodnika... ja natomiast ufałem polonusom i własnej intuicji...
do ambasady dojechałem tuż po pełnej godzinie (12tej lub 13tej), na miejscu był już Jakub (sic!), a na Ewę i Piotra czekaliśmy jeszcze z pół godziny...
były ciastka i woda gazowana, konsul się wpisał do książeczki-pałeczki, a potem pojechaliśmy z Andrzejem Morstinem na polską parafię do księdza Bogdana, umieściliśmy w jego kościele tabliczkę... muszę nadmienić, że Andrzej stanął na wysokości zadania i do ambasady przyjechał rowerem, towarzyszył więc nam jednośladem - było to dla niego wielkie wyzwanie! szacun!
dalej pojechaliśmy do domu Andrzeja i Zosi, którzy oddali nam do dyspozycji domek dla gości - serdeczne podziękowania za przyjęcie, było bardzo elegancko!
dzieciaki też świetne!
28 sierpnia!
kolejny dzień w Pretorii, Zosia wybrała się z nami na targ burski, a później Andrzej zawiózł nas do... ZOO, ciekawe przeżycie - poszedłem tam prawie wyłącznie dla likaonów, które "przegapiłem" w okolicach rezerwatu Hwange... no cóż, w pretoryjskim zoo też nie dane było mi się im przyjrzeć, bo akurat ich wybieg przechodził remont i jedyne egzemplarze, dwa strasznie zmęczone psy, drzemały wciąż w cieniu drzewa około 30 metrów od ogrodzenia...
petem jeszcze chwilka na "mieście" i znów trafiliśmy do rezydencji Zosi i Andrzeja - kolacja pożegnalna, jeszcze raz serdecznie dziękuję za przyjęcie
29 sierpnia - ostatni dzień rowerowy.
tego dnia już prawie nie pamiętam, ciąłem byle szybciej do Johannesurga gdzie mieliśmy się spotkać z ekipą Elizy Czyżewskiej - dojechaliśmy pierwszy raz zgodnie z planem, o 18tej stawiliśmy się w biurze firmy Safpol Travel, dom ten miał być dla nas ostatnim schronieniem w RPA;)
basen
wygodne łóżka
prysznic
ekstrawagancko!

długo posiedzieliśmy przy piwku
jutro przekażemy sprzęt i pałeczkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane