Kolejne kilometry pokonywaliśmy prawie bez przystanków, kilka przed miastem zatrzymaliśmy się na chwilę przy sklepie z coca-colą i chmarą dzieciaków wracających ze szkoły, totalne oblężenie!
Zlokalizowaliśmy jakiś kościół i skierowano nas kilka kilometrów za miasto, przy drodze do Bulawayo znajduje się to czego szukaliśmy – salezjański ośrodek Don Bosco. Jeszcze szybkie zakupy po drodze – sklepy tu zamykają około 18tej, jest to pewnie spowodowane częstymi przerwami w dostawie prądu – gdyby po zmroku nagle zgasło w sklepie światło, to ledwo zapełnione półki opustoszałyby jeszcze bardziej...
Na misji salezjańskiej przywitała nas trójka wspaniałych wolontariuszy z Polski, Danusia, Benia i Piotr – udostępnili nam oddzielny domek z dwoma pokojami, łóżkami, prądem, wodą ciepłą, kuchnią... istny raj! Jutro będziemy mogli zrobić pranie w pralce! Piotrek i tak rozbił sobie namiot w pokoju, panicznie boi się miejscowych komarów!
Na pewno zostaniemy tu przynajmniej jeden dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
skomentuj, a będzie skomentowane