poniedziałek, 26 lipca 2010

Lubangwe - Hwange, poniedziałek, 26 lipca 2010 r.

Ostatnią noc spędziliśmy w domu nauczycieli, mąż pracuje w szkole w Matetsi, żona w miejscowej szkole. Do pracy wyszli chwilę po 7 rano – my tuż później zjedliśmy chińskie zalewajki, sklarowaliśmy rowery i czekaliśmy aż ktoś po nas przyjdzie i zaprowadzi do szkoły. Chwilę po 10tej pojawił się nauczyciel (sąsiad ;)).


W szkole dziatwa przyjęła nas owacyjnie, było naprawdę bardzo przyjemnie! Dzieci słuchały opowieści o Nowaku, o sztafecie – cierpliwie i z zainteresowaniem... Na koniec „wbiliśmy” w ich zeszyty wyprawową pieczątkę i odbyliśmy bardzo hałaśliwą sesję fotograficzną. Pojechali!

Nie dalej jak 3 kilometry od dzisiejszego startu, Ewa przypomniała sobie, że chciałaby pobić rekord w ilości dziur w dętkach...Tym razem koło naprawił Piotr. 10 km dalej przetarły się szybkozłączki trzymające w kupie przyczepkę... Woda pitna miała smak ogniska. I znów pojechali!
Kolejne kilometry pokonywaliśmy prawie bez przystanków, kilka przed miastem zatrzymaliśmy się na chwilę przy sklepie z coca-colą i chmarą dzieciaków wracających ze szkoły, totalne oblężenie!
Zlokalizowaliśmy jakiś kościół i skierowano nas kilka kilometrów za miasto, przy drodze do Bulawayo znajduje się to czego szukaliśmy – salezjański ośrodek Don Bosco. Jeszcze szybkie zakupy po drodze – sklepy tu zamykają około 18tej, jest to pewnie spowodowane częstymi przerwami w dostawie prądu – gdyby po zmroku nagle zgasło w sklepie światło, to ledwo zapełnione półki opustoszałyby jeszcze bardziej...
Na misji salezjańskiej przywitała nas trójka wspaniałych wolontariuszy z Polski, Danusia, Benia i Piotr – udostępnili nam oddzielny domek z dwoma pokojami, łóżkami, prądem, wodą ciepłą, kuchnią... istny raj! Jutro będziemy mogli zrobić pranie w pralce! Piotrek i tak rozbił sobie namiot w pokoju, panicznie boi się miejscowych komarów!

Na pewno zostaniemy tu przynajmniej jeden dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane