![]() |
Kupa psa i pies. Inny. Z cyklu "kupa miasta". |
Wczoraj siedziałem do późna, bo sraczka przedwyjazdowa spać nie dawała. Teraz widzę, że ostatniego maila wysłałem około północy. Usnąłem w
"opakowaniu", obłożony notatkami i laptopami, w głowie mętlik, bo spraw
przed jutrzejszym wyjzadem do oganięcia cała masa... No i jak tak usnąłem, to się obudziłem, jakoś
przed 7. Podnoszę głowę, patrzę na małego laptopa, ekran wygaszony,
spacjuję i pojawia się błękitne światło. Siadam, w głowie mam już
plan tego, co na cito muszę zrobić - najważniejsze to 4 maile do
wysłania... Piszę, jest dobrze, idzie składnie. Wysłane. Trochę za
późno, bo już 7 minęła, ale myślę sobie, że dobrze poszło i zaraz
zabieram się do następnych spraw... wysyłam jakieś zdjęcia na ftpa, i
segreguję kolejny zestaw fotek, piszę komentarz na blo i fb, dziubię smsa, wciąż idzie całkiem dobrze, jestem
skupiony, wypoczęty. Jest super. Zbliża się 8 rano. Myślę sobie, że w
takim razie wyślę kolejną porcję maili, przy tych muszę się mniej skupić,
są krótsze... Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że jest jeszcze ciemno...
patrzę na zegarek w lapku, 8:21... patrzę za okno, świtać chyba zaczyna, coś jest nie
tak... W telefonie zegar wskazuje 5:21... ale telefon jest w offline,
więc pewnie nie wskazuje dobrej godziny? Nie przejąłem się tym zbytnio i
pracowałem dalej. Minęło kolejne pół godziny i wróciłem do myśli, że
jak na to, że jest przed 9. to jest zdecydowanie za ciemo, może "coś"
sie stało na świecie? Jakiś wulkan wybuchł i chmura popiołów przysłoniła
słońce? Wchodzę na portale informacyjne, na fb... nic nie ma... Na
zegarku w lapku zrobiłą się 9:00... sprawdzam ustawienia zegara, jest
ok... sprawdzam jak się zapisały wysłane wiadomości - z czasem wysłania
pomiędzy 7 a 9tą... ale na drugim lapku jest po 6.... W ten oto
zajebisty sposób, zyskałem dziś 3 godziny! Nie wiem jak się to stało i
dlaczego, ale gdy zrestartowałem małego lapka, to czas wrócił na swoje
miejsce i ponownie była 7:03...
Jutro o tej godzinie powinienem siedzieć w czerwonym fotelu PolskiegoBusa, którym dojadę do Wiednia, a potem rowerem do Marsylii, a potem samolotem do Tunisu i dalej znów rowerem do Algieru, przy czym na bank do granicy TUN/ALG będę musiał złąpać stopa, bo się nie wyrobię do 20.04... Potem chyba polecę samolotem z Algieru do Ouargli, skąd znów rowerem, w towarzystwie 5 Algierczyków i czwórki Polaków, wrócę do Algieru. Poprawkowy etap 24. sztafety Afryka Nowaka czas zacząć!
PS i tylko dzięki tym dodatkowym 3 godzinom byłem w stanie dziś napisać tego posta!i kilka innych, ponadplanowych rzeczy udało mi się zrobić!
* okres w życiu każdego wyjeżdżającego, poprzedzający wyjazd, zbiór zamieszania, które związane jest z wyjazdem, inaczej nazywane: "podekscytowaniem wyjazdowym", "ekscytacją przedpodróżniczą" , "Meksykiem w Sajgonie", "niedoczasem" i kilkoma innymi określeniami...
PS i tylko dzięki tym dodatkowym 3 godzinom byłem w stanie dziś napisać tego posta!i kilka innych, ponadplanowych rzeczy udało mi się zrobić!
* okres w życiu każdego wyjeżdżającego, poprzedzający wyjazd, zbiór zamieszania, które związane jest z wyjazdem, inaczej nazywane: "podekscytowaniem wyjazdowym", "ekscytacją przedpodróżniczą" , "Meksykiem w Sajgonie", "niedoczasem" i kilkoma innymi określeniami...