Wczoraj przejechałem pierwsze kilometry, 65, prawie cały czas pod górę, ruszyłem z około 450 m n.p.m. i w 4h czystej jazdy dojechałem do 980 m . Miałem dwa poważne kryzysy, ale myśl o rozbijaniu namiotu na kamienistym gruncie, gdzieś przy szosie, skutecznie dodawała mi sił i dojechałem do miejscowości Touama, około 60 km przed przełęczą Tiszka – w górę mam więc jeszcze jakieś 1300 metrów... Chciałbym dziś dojechać do Warzazatu – choć z drugiej strony za przełęczą odbijając na wchód mogę dojechać do kazby Glawich w Talwacie, i dalej jadąc dotrzeć do Animitar – glinianej wioski... następnego dnia mógłbym zjechać dalej boczną ścieżyną do Ajt Ben Haddu, skąd już tylko kilka kilometrów do dobrej drogi... Zobaczymy, mam dużą chęć na kilkugodzinny odpoczynek po przełęczy, a zjazd do Warzazatu mógłby mi to zapewnić...

Wczorajsza droga nie była zła – oczywiście auta, busy i autokary nadużywały sygnałów dźwiękowych, ale w sumie jechało się fajnie. Słońce miałem przeważnie na godzinie 16 tej, dosmarowywałem się co kilkanaście kilometrów kremem z filtrem, niestety wziąłem tylko słabą dziesiątkę, w Warzazacie będę musiał zaopatrzyć się w coś mocniejszego, bo prawy łokieć, łydkę i dłoń mam mocno zarumienioną. Czuję też spalone prawe ucho, którego wcale nie smarowałem;(
W Taouma zatrzymałem się w Hotelu Dar Oudar, zaproponowano mi pokój z łazienką i śniadaniem za 100Dh, jednak zapłaciłem tylko 80, bo nie chciałem śniadania – wieczorem poszedłem do wioski, na głównym skrzyżowaniu znajduje się kilkanaście sklepików i straganów. W jednym z nich zjadłem dwie miski przepysznej hariry, po 2DH... Za jakąś godzinę zjem tam też śniadanie.
Około 5 rano zaczął silnie wiać wiatr, w całym hotelu słychać było stukające okiennice, godzinę później gdzieś pod moim oknem zaczęły marcować koty, w oknie mam siatkę na insekty więc nawet nie miałem jak ich przepędzić. Zacząłem się bardzo obawiać czy dam radę w taką wichurę jechać, ale około 8 usłyszałem świergot ptaków, silnik helikoptera i po kilku minutach wiatr ustał. Teraz jednak znów wieje, ale dużo słabiej. Ruszam, chciałbym dziś dojechać do Warzazatu - około 140 km, około 60 pod gorę, potem zjazd z 2260 m n.p.m. na 1150 m... zobaczymy!
Ale rozbicie namiotu na kamieniach, noc na pustyni, kojoty i burze piaskowe - to wlasnie dla tych opisow czytam ten blog! Kiedy wreszcie?? ;-)
OdpowiedzUsuńAha. A na jakich rowerach jezdza miejscowi? Na goralach? I wiecej zdjec z trasy poprosze.
Marcin
namiot może uruchomię już jutro, jestem po stronie pustyni, tu to dopiero są kamienie... zdjęcia z drogi Taddert do Warzazat chyba jutro
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o rowerzystów marokańskich to jeżdża na wszystkim, dziś widziałem starego człowieka podjężdżającego pod górę rowerem z jednym pedałem, bynajmniej nie wyglądał na takiego, który właśnie zmierzał do warsztatu - a tych jest tu mnóstwo, w Marrakeszu co pół kilometra w bramie znajduje się warsztat skuterów i rowerół, w Warzazacie też jest kilka, a i po drodze nie brakowało fachowców
ludzie jeżdżą tu na zwykłych góralach, ale i większe rowery się zdarzają, z oponami, dętkami czy częściami nie ma problemów 26 cali, 28 cali 700 wsio jest;)