piątek, 15 czerwca 2012

Słuchajno! Czyli radiowy trip!

Lodowiec wycofał się z tej części Polski już jakiś czas temu, jednak dla niektórych z "południa" Szczecin i Koszalin to prawie koło podbiegunowe, z podkreśleniem słowa "prawie". Nie ma się w sumie czemu dziwić, bo pociąg z Krakowa do Szczecina jedzie 11 godzin! Prawie pół doby! A z Tarnowa? Ponad pół doby... Z Rzeszowa... Z Przemyśla... o Boże! Łatwiej samolotem! Z Krakowa do Szczecina można się przelecieć za 99 złotych, czyli ledwie 30 złotych drożej niż pociągiem! Oczywiście do tego należy doliczyć kilkanaście złotych na dojazd z i do lotniska, ale zyskuje się pół dnia!

A Szczecin ma nową atrakcję. Jeśli można powiedzieć, że pomnik jest atrakcją. W Parku Andersa czeka Jan Czekanowski, siedząc na kufrze podróżnym. Dopiero co odsłonięty odlew brązowo-mosiężno-innometalowy, wykonany przez Youssoufa Toure, Burkinafasańczyka, z Wagadugu... Całkiem ciekawy obiekt.

W Szczecinie doznałem też odkrywczego olśnienia i już raczej wiem na pewno,  dlaczego tak wielu osobom, w tym do niedawna również mi, wydaje się, że Szczecin jest miastem nadmorskim... choć od linii Morza Bałtyckiego oddalony jest o jakąś stówkę (to tak jakby powiedzieć, że Kraków leży w górach). Chodzi mianowicie o to, co się w pierwszej kolejności zauważa po wjechaniu do Szczecina - a widzi się dużo wody, zabudowania portowe i np. wielki napis tuż przed stacją Szczecin Główny: Szczecin Port Centralny, a wokół wielkie kadłuby statków. Dla większości przyjezdnych takie widoki są jednoznaczne - miasto portowe, czytaj nadmorskie. I już.

Ostatnie dni śmiało mogę określić mianem tripu radiowego. Zaczęło się w Szczecinie właśnie, gdzie o poranku spotkałem Marzenę Szóstak, z którą porozmawialiśmy sobie miło przez 30 minut w jej pracy, czyli w Polskim Radio Szczecin - zapis rozmowy zostanie wyemitowany podczas audycji Archipelag, w sobotę, 30 czerwca o 13.05 - oczywiście Pani Redaktor wzięła mnie na spytki o Algierii, głównie o Algierii.

Po południu stawiłem się w Koszalinie. A proste to wcale nie było, gdyż do Koszalaina jest się bardzo trudno dostać - ze Szczecina właściwie wyłącznie pociągiem, bo przed południem jest tylko jedno połączenie autobusowe. Kolejowych też nie dużo więcej... na dodatek z , uwagi na Euro 2012, jechałem w całkiem sporym ścisku wytworzonym przez Irlandczyków, którzy tłumnie przybywali z Berlina do Trójmiasta, na wieczorny mecz Hiszpania-Irlandia. Zapewne wynikiem byli dużo bardziej zawiedzeni niż komfortem jazdy w pociągu TLK, bo ten nie był wcale taki zły - pomijając, że jakieś 30% pasażerów nie siedziało, to nie ma się do czego przyczepić. Cena jednak nie powalająca - 40 pln za 173 km, lecz nie ma innych opcji, Inter Regio nie obsługuje tego kierunku, busów nie ma.

No dobra, poczułem się w Koszalinie młodo!



W Koszalinie przemiło spotkałem się z widzami (sic!) Radiowego Klubu Obieżyświata w Studio im. Czesława Niemena Polskiego Radia Koszalin. Przez ponad godzinę tłumaczyłem się z win popełnionych w największym afrykańskim kraju, tych, które nakłoniły Żandarmerię i Policję do permanentnego eskortowania nas przez prawie 900 kilometrów. Jadwiga Koprowska złoży z tego emitowalny materiał, który w eter poleci już w najbliższą niedzielę, gdzieś tak pomiędzy 13:00 a 16:00 - sam jestem ciekaw jak to wyszło. W tym czasie będę już raczej bliżej Kwiatonia niż zasięgu Radia Koszalin, ale może uda mi się jakoś, z odsłuchu w internecie, kiedyś zapoznać.

Dziś od rana znów w drodze, tym razem do Bydgoszczy. W porównaniu z resztą kraju: drogi takie same, widoki inne, ale też piękne. 4 godziny w autobusie PKS Koszalin. Dwadzieścia kilka lat nie jechałem trasą Koszalin - Bydgoszcz,  gdy to robiłem ostatanio to diesel kosztował 1,38 zł/l, a benzyna U95 1,46 zł.l, więc kto by o tym pamiętał. Dziś musiałem, te niecałe 200 km pokonać autobusem, bo okazało się, że pociagiem to właściwie się nie da... znaczy się, da się, ale się nie da, bo ja musiałem być w Bydgoszczy przed 12:00, i by spełnić ten warunek musiałbym wsiąść do pociągu przed 5tą - pociągi jadą przez Gdańsk lub przez Białogard, Szczecinek i Piłę! W podróż dostałem pomidora i dwie kanapki, Jagoda nie chciała mnie wypuścić bez prowiantu na drogę! Jechać musiałem, więc nie odmówiłem, i o 7:30 wystartowałem z Kosza. Autobusy PKSu koszalińskiego trochę odbiegają standardem od tych jeżdżących dla np.  Polskiego Busa, uśmiech i kultura osobista kierowców także. Lecz najbardziej skandaliczne, w porównaniu do polskobusowych, są ceny. Za przejechanie niecałych 200 km musiałem uiścić kwotę wyższą niż za przejazd Polskim Busem na trasie Warszawa - Szczecin! 52 zł plus 4,5 za plecak! Ciekawe ile musiałbym dopłacić za pojechanie z rowerem?!

 W Bydgoszczy prowadziłem lekcję w liceum, hihi. Dziękuję Ci Ewo, że mogłem dzieciakom powkładać nieco do głowy,  że na rowerze da się wjechać właściwie wszędzie, i w każdym towarzystwie, a i nawet nie trudno jest złapać stopa podróżując po Tunezji, a no i że gdy się jedzie nocą przez Ukrainę to trzeba bardzo uważać na brakujące studzienki kanalizacyjne, i że Beskid Niski sercu bliski. 

W Bydgoszczy odbywała się akurat przezabawna parada sprzętu rolniczego - to w ramach jakiegoś ogólnopolskiego projektu. Z głośników płynęła muzyka, stary przebój Kombii, "Słodkiego miłego życia". Idzie sezon na takie imprezy.





Jutro, wraz z Krzyśkiem Woźniakiem, Agatą Kowalską i Julią będziemy śmiali się z tego co wydarzyło się podczas jechania przez Algierię - podczas audycji Skołowani w Tok FM, chyba od 15:00, lub może od 15:30...


PS
I dodam jeszcze, że firma Souter Holdings Poland Sp. z o.o. jest firmą całkiem zacną, to do niej należy kilkadziesiąt czerwonych autobusów z napisem Polskibus.com - wychwalam ją tak oficjalnie i nie po raz pierwszy dziś, gdyż przedwczoraj wieczorem udało mi się popełnić babola i pomyliłem Rzeszów z Bydgoszczą! Stałem się więc szczęśliwym posiadaczem biletu z Warszawy do Bydgoszczy, zamiast do Rzeszowa. Gdy się zorientowałem (dobrze, że się zorientowałem) postanowiłem podjąć próbę odzyskania należności za błędnie wykupiony przejazd. I tu uwaga!! Mimo, że w Regulaminie stoi jak byk iż zwrotu z należności za niewykorzystany bilet, z potrąceniem 10% można się spodziewać wyłącznie jeśli anulacja następuje na 3 dni robocze przed kursem, dziś mailowo poinformowano mnie, że wyjątkowo tym razem nie zastosowany względem mnie zostanie ten paragraf i zamiast 5% otrzymam z powrotem 90% wartości biletu. To całkiem uprzejmie z ich strony. Czekam jeszcze na uwzględnienie reklamacji dotyczącej nie zabrania mojego roweru gdy poprzednim razem jechałem do Rzeszowa, a co za tym idzie nie wykorzystałem opłaconego biletu - tymczasem milczą w tej sprawie. Zobaczymy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj, a będzie skomentowane