poniedziałek, 11 czerwca 2012

Kiedyś musiało


I stało się, co się miało stać - nie wsiadłem z rowerem do Polskiego Busa! W autobusie do Rzeszowa nie było miejsca dla mojego ponadgabarytowego bagażu - w dodatku nieco za bardzo się przyzwyczaiłem do tego, że przemili kierowcy nie robili mi najmniejszych problemów z tym, że rower nie był opakowany, choćby folią stretch i oczywiście tym razem nie chciano wziąć roweru też z tego powodu, że jest zagrożeniem dla innych bagaży. Przyznaję, za czysty to on nie jest, w dodatku wykorzystałem bytność w Warszawie i wreszcie naoliwiłem łańcuch i zębatki, więc dodatkowo smarem mógł brudzić walizki, plecaki i torby współpasażerów. Minęła mnie szansa na przejechanie się pierwszym kursem Polskiego Busa do Rzeszowa! Ostatecznie przebudowałem plany zbliżenia się do Bieszczadów i pojechałem nocnym kursem, ale bez roweru. Przepakowanie się z sakw do plecaka zajęło mi pół dnia - to nie jest proste...

Cel: Chrewt, i Stacja Bieszczady, zawiadowcą imprezy był Peron4. Sprawcą całego zamieszania z nie zabraniem roweru jest bardzo mały luk bagażowy autobusów realizujących kursy Warszawa - Rzeszów. Podobnie jak na trasie do Gdańska, dwupiętrowe autokary mieszczą prawie 90 osób, ale ich bagażnik jest dużo mniejszy od większości pracujących u przewoźnika maszyn. Kto zamierza się wybrać PB do Gdańska czy do Rzeszowa z rowerem, niech raczej nie liczy, że się zmieści. W zamian na tych trasach dostaje się poczęstunek, a nawet lody... Ostatecznie mam otrzymać zwrot wartości biletu - zobaczymy, tymczasem nawet nie odpisali na maila..
5 godzin w Rzeszowie spędzam na odpoczynku u Ryśka, który tego dnia gości kilka osób będących jak ja w drodze nad Solinę. Tym samym poznaję Pasikonika i Izę z Jarocina - całkiem na lewą stronę wywróceni ludzie. Ona tuż po obronie magisterki, on... no cóż, on jest Pasikonikiem...
Do Chrewtu podwożą nas Agnieszka z Mariuszem, jest Boże Ciało, więc prześwietny skrót bocznymi drogami przecinają co rusz procesje. Zatrzymujemy się kilka razy - pierwszy raz w życiu byłem tyle razy jednego dnia na tak wielu procesjach!
Czterodniowej imprezy długo nie zapomnę - to co się tam działo trudno jest opisać słowami, tym bardziej, że "wydarzenia" wypełniały szczelnie każdą minutę pobytu.
Z Chrewtu wyjechałem w niedzielę, będąc pełny uszanowanego szacunku dla Jagody, Ola i Grega, którzy z kilkorgiem przyjaciół przyorganizowali, intensywnie stymulowaną przez rewelacyjnych gości, imprezę na świeżym powietrzu. Pełen szacun za zaangażowanie i wyluzowaną atmosferę Stacji Bieszczady!
To był pierwszy od dłuższego czasu wyjazd bez roweru. I chociaż planowałem, by na jakiś czas odstawić na kołek rower i pojeździć trochę bez dwóch kółek, to już w drodze na kemping stwierdziłem, że jednak jazda rowerem, czy z rowerem jest duuużo przyjemniejsza. Trasa, którą dostaliśmy się do Chrewtu jest godna każdej rowerowej przejażdżki, z sakwami lub bez. Powieszę za jakiś czas track tej drogi - była rewelacyjna! 130 km głównie nieuczęszczanymi, gminnymi drogami, sporo podjazdów i tyleż samo zjazdów, prześwietne widoki, masa serpentyn, polan, zagajników i lasów. Rewelacja!

Luudzie, świetni ludzie przyjechali na te kilka dni do Chrewtu - oczywiście nie spamiętałem wszystkich, ale pewnie trafimy jeszcze na siebie gdzieś, kiedyś...

Zdjęcia zobrazują trochę lepiej sytuację na Stacji.

  Z Izą i Pasikonikiem łapiemy stopa na ul. Ceglanej w Rzeszowie - załapujemy się na bezpośrednią podwózkę na miejsce!

W drodze wykorzystujemy przystanki na przepuszczanie procesji by zintegrować się z miejscową ludnością - tu, obok Pasikonika, siedzi Pan Marek.
Walka z Azbestem trwa!

Na tym zdjęciu widzimy szaleńczo zadowolonych jarocinian, oraz UFO w tle (na chmurce obok loczka Izy). UFO po 2 dniach okazało się być jedynie insektem złapanym w locie, podobny znajduje się na tym zdjęciu z Algierii:
Centralna część foty - bąk, lub jakaś pszczoła... ale niestety nie UFO... (dlaczego wciąż nie przebrałem zdjęć z Algierii??)


7.06.12 - w tym dniu wziąłem udział w 4 procesjach bożociałowych!
Taki napis wita letników przybywających na Cypel. Właściciel miejsca, bardzo konsekwentnie przestrzega przestrogi - ładowanie telefonu: 1 zł, wrzątek: 0,50 zł, prysznic: 4-5 zł ze zniżką dla "peronowców", skorzystanie z ubikacji i służbowego papieru: bezpłatne dla "peronowców", cana dla innych: 1 zł. Nocleg pod namiotem dla "peronowców" kilkanaście zł/noc...

Na kempingu można także spotkać różne napisy.
Także takie, z tym, że do tego miejsca wejście prowadzi przez Sanitariat Męski.

Segregacja śmieci jest na Cyplu święta! Pan "Pracuje Się" montuje nam kosz na trzy worki śmieciowe.

Dziwny ten namiot, ale było kilka dziwniejszych - nic jednak nie mogło się mierzyć ze Srebrzystą Willą, w której zamieszkałem z Gregiem:
Prawda, że dostojnie wygląda? Nasza willa posiadał specjalny system podziemnych korytarzy, które prowadziły do sklepu, baru, na brzeg zalewu, do "piramidy", czyli sanitariatów...
...w podziemiach mieliśmy też do dyspozycji klimatyzowaną piwniczkę z winem, a także schron przeciwatomowy. Zorganizowaliśmy nawet konkurs na najpiękniejszy namiot, w konkury nie odważył się stanąć żaden poważny zawodnik...
... chociaż którejś nocy poczuliśmy się trochę zagrożeni, gdyż rozstawiono to oto monstrum...
... koleżankom z Łodzi, w rozstawianiu, towarzyszył Leszek. Rano okazało się, że ich cudeńko nie jest tak imponujące jak nam się wydawało. Srebrzysta Willa wygrała konkurs bez walki! Kolejny turniej już w najbliższy weekend w Beskidzie Niskim!

Antek będzie tatuażystą - szczególnie upodobał sobie stopy...
Oprócz dzieci gościliśmy też zwierzęta.

Tak właśnie przyjemnie było w Chrewcie, na pierwszym planie Greg, w tle Kinga...

Pasikonik bardzo dużo mówił. Mówił i mówił, i pokazywał swój film z Ameryki Południowej: Polowanie na lwy... czy jakoś tak. W najbliższym czasie planowana jest premiera wersji w 3D!!
Bieszczady są już całe zielone...

Stację Bieszczady odwiedzali także zwykli turyści, którzy nie wytrzymywali ciśnienia i atmosfery wytwarzanej przez najprawdziwszych z najprawdziwych podróżników. Na zdjęciu ambulans, który przyjechał po zasłabniętego cywila z łódki przepływającej obok pokazów slajdów.

Takie jednostki pływające spotkać można nad Soliną...

i Klapki Kubota.
 
Klasyczne śniadanie stacyjne - pełna, poranna kulturka. Żadnego alkoholu, do czasu.

Niewątpliwie w Chrewcie dużo się paliło...

... i uzupełniało płyny...


... niekoniecznie z butelek...

... ale jednak głównie z butelek...

... co niekoniecznie podobało się tym, którzy absolutnie nie pijają alkoholu!

Zawiązało się wiele przyjaźni, które na pewno nie skończą się wraz z wyjazdem.
Któregoś dnia zorganizowano grę terenową... ekipa Görnego Śląska w konkurencji "zdjęcie przedstawiające słonia, trzy stopy i krzyczącego człowieka" była bezkonkurencyjna...
... zadania wymagały różnych umiejętności...

... ostatecznie nie wygrała drużyna Sucharów, ale ...
... Africa Corps, z Lublina.
Śmiałków było wielu, ale tylko jeden potrafił przejść kilka metrów po linie.

Jak to ktoś określił: idzie jak po zakupy do sklepu...

Były też pokazy slajdów.

Z dookoła świata.
Na koniec były, tak jak zapowiadali organizatorzy, uściski i łzy...